czwartek, 22 listopada 2012

Forever: rozdział 1 i 2

I.
Paryż tej nocy był bardzo piękny. Na niebie świeciło tysiące gwiazd, a całe miasto rozświetlały najprzeróżniejsze światła. Na jednej z najsłynniejszych ulic tego cudownego miejsca odbywał się koncert, który miał zdecydować o dalszych losach pewnej utalentowanej dziewczyny. Ten jeden występ miał zdecydować czy trafi do swojej wymarzonej szkoły. Strasznie się denerwowała, a z każdą kolejną sekundą ręce trzęsły się jej coraz bardziej. W końcu nadszedł ten moment. Stała na scenie, a przed nią było tysiące ludzi. Zamknęła oczy i wsłuchiwała się w bicie własnego serca. Musiała wypaść jak najlepiej, żeby ją zauważono. Przeniosła się w swój własny wymarzony świat, gdzie była naprawdę szczęśliwa. Usłyszała muzykę, ludzie zaczęli milknąć, a ona wydobyła z siebie najpiękniejszy dźwięk jaki kiedykolwiek oni słyszeli. To był jej czas. Przez chwilę mogła poczuć się jak gwiazda, ale ona nie tego pragnęła. Chciała spełnić marzenie jej i swojego ojca. W tym samym czasie pewien chłopak przechodził niedaleko miejsca koncertu. Z daleka ujrzał na scenie dziewczynę. Tylko on wiedział, że ona strasznie się denerwuje, inni nie zwrócili na to uwagi. Podszedł bliżej, aby móc się jej przyjrzeć. Wtedy ona zaczęła śpiewać, a on stanął jakby ktoś rzucił na niego urok. Nie był w stanie zrobić ani jednego kroku. Ten piękny głos całkowicie go sparaliżował. Z każdym kolejnym wersem piosenki jego oczy robiły się coraz bardziej szkliste. Ta piosenka przypomniała mu wszystkie najlepsze wspomnienia. Dziewczyna skończyła śpiewać i w końcu mogła odetchnąć z ulgą. Po koncercie ma się dowiedzieć czy dostała się do szkoły. Zeszła ze sceny i za kulisami cierpliwie czekała aż wreszcie całe show się skończy, a ona będzie pewna, że jej marzenie się spełni. Miała nadzieje, że ktoś zauważył tą szarą jak dotąd myszkę, którą była. Koncert się zakończył i wszystkie światła zgasły. Ona spojrzała na gwieździste niebo, a po jej policzkach zaczęły spływać łzy tęsknoty. Podeszli do niej jacyś ludzie z jednej z uczelni muzycznych we Francji. Pogratulowali jej występu i przekazali dobre wieści. Udało jej się. Już za dwa dni będzie mogła się u nich uczyć. Uścisnęła im jeszcze dłonie na pożegnanie i powtórnie wzbiła oczy ku niebu, po czym wypowiedziała bezdźwięczne "dziękuje". Wiedziała co teraz musi zrobić. Z uśmiechem na ustach powędrowała na sam szczyt wieży Eiffela. Przystanęła i spojrzała na rozświetlone, tętniące życiem miasto. Pierwszy raz od długiego czasu cieszyła się, że to właśnie tutaj mieszka. Wcześniej to miasto było dla niej tylko więzieniem. Los tak chciał, że w tej samej chwili na szczycie wieży był ten chłopak. W jednej chwili obrócili głowy w swoje strony, a ich spojrzenia wreszcie się spotkały. Chłopak bacznie przyglądał się błękitnym oczom dziewczyny, po czym swój wzrok przeniósł na jej różowe wargi. Zmierzył jej całą sylwetkę i obrócił wzrok, jakby się czegoś bał. Brunetka tylko się uśmiechnęła do siebie, odwróciła się i zmierzała już ku zejściu, ale wtedy poczuła kogoś dotyk na swoim ramieniu. To był on. Chłopak o zielonych oczach, smutnym spojrzeniu i uśmiechu na twarzy, który nigdy z niej nie schodził. Spojrzeli sobie w oczy i jakby na komendę- uśmiechnęli się.
-Dałaś znakomity występ.- Tylko to w tej chwili mogło przejść przez jego usta. Wszelkie inne słowa zatrzymywały się w połowie drogi. Nie chciały opuścić jego wnętrza.
-Dziękuje.- Po tych słowach dziewczyna ruszyła do przodu, a chłopak dalej stał w miejscu jak sparaliżowany. Patrzył w dal jak ona odchodzi. Dziewczyna jak tylko znalazła się na dole zaczęła biec. Biegła coraz szybciej, a obłoczki pary co chwilę wydobywały się z jej ust. W końcu znalazła się przed jedną z biedniejszych kamienic w Paryżu. To tam mieszkała razem ze swoją babcią. Wbiegła po schodach na ostatnie piętro i weszła do mieszkania. Tam poczuła prawdziwe ciepło, którego bardzo jej brakowało. Wiedziała, że ktoś na nią czeka i bardzo się niecierpliwi. Udała się do kuchni, w której krzątała się mała, siwa, drobna staruszka. Dziewczyna podeszła do niej i mocno ją przytuliła.
-Dziecko, bo mnie udusisz.- Powiedziała wesołym głosem. Obróciła się do dziewczyny i mówiła dalej.- Mów, jak ci poszło?
-Udało się babciu. Udało się...- Obie bardzo się cieszyły.
-Ojciec byłby z ciebie dumny.-Powiedziała, a w oczach dziewczyny pojawiły się kropelki łez, które po chwili spłynęły jej po policzkach. Brunetka odwróciła się, po czym ruszyła do pomieszczenia na przeciw kuchni. Po drodze mówiła sobie w duchu, że wie. Położyła się na łóżku, głowę odwróciła w stronę ściany i zamknęła oczy. Jak tylko to zrobiła przed jej oczyma pojawiły się dzisiejsze wspomnienia. Widziała siebie na scenie, tłum ludzi zachwycony jej występem, nauczycieli przekazujących jej dobre wieści i w końcu JEGO. Jego oczy, włosy, usta, go całego. W tej samej chwili chłopak myślał o niej.Myślał o tym, czy los da im jeszcze jedną szansę na spotkanie...

II.
Noc ustąpiła miejsca dniu. Wszystko po woli wracało do życia. Na ulicach słychać było jeżdżące samochody, kłótnie sklepikarzy i wesołe rodziny. Dzisiaj był ten dzień, na który tak długo czekała. Pierwszy dzień w jej wymarzonej szkole. Tym razem wstała wcześniej niż zwykle i z uśmiechem na ustach przygotowywała śniadanie. Czekała aż jej babcia wróci z miasta. Chciała po prostu od niej usłyszeć, że jej brat sobie przypomniał o swojej siostrze i przyjedzie jej pogratulować. Wysłała do niego setki, a nawet nie setki tylko tysiące listów, ale on na żaden z nich nie odpisał. Wreszcie usłyszała dźwięk otwierających się drzwi i już była gotowa porzucić swoje dotychczasowe czynności, ale wiedziała, że nie powinna tego robić.
-Witaj wnusiu.- Powiedziała zdyszana staruszka, całując dziewczynę w czoło.
-Dzwonił? Rozmawiałaś z nim? Pytał o mnie?- Dziewczyna zasypała ją lawiną pytań, a staruszka pokiwała tylko przecząco głową.- Jak zawsze...
Porzuciła swoje czynności i zostawiając w kuchni babcie, poszła szykować się do szkoły. Marzyła o tym dniu już od kilku lat razem ze swoim ojcem. To on był dla niej jej największym autorytetem. Sam ją wychował, wszystkiego nauczył i był przy niej, kiedy potrzebowała pomocy. Matki praktycznie nie znała, gdyż ona umarła kiedy dziewczyna miała zaledwie 5 lat. Ojciec dużo jej opowiadał o rodzicielce dziewczyny, ale i on umarł. Zginął w wypadku, a ona wyszła z tego cało. Często siebie obwiniała o jego śmierć, tak samo jak ją o to obwiniał jej starszy brat. Z dniem śmierci jej ojca porzuciła marzenie o szkole muzycznej i zamknęła się w sobie. Jedyną osobą, z którą była gotowa rozmawiać był jej brat, ale on nie chciał jej znać. Po śmierci ich ojca nie chciał zajmować się swoją młodszą siostrą, więc opiekę nad nią przejęła ich babcia. Dlatego chciała dobrze wypaść w pierwszy dzień szkoły, żeby inni ją zaakceptowali. Założyła na siebie najlepsze ubrania jakie tylko znalazła w swojej szafie. W domu babci się nie przelewało, ale jej nie były potrzebne kryształowe żyrandole, najdroższa porcelana, srebrne sztućce czy wielkie baseny. Wystarczało jej to co ma, ale jednak czegoś nadal jej brakowało, a tym czymś była miłość jej brata, której nigdy nie doznała. Odkąd tylko pamiętała on trzymał ją na uboczu i nie pozwalał się jej zbliżyć do niego. Dzieląca ich granica po śmierci ojca powiększyła się jeszcze bardziej. Jednak ona nadal go kochała. Wybaczyła mu to, że ją wyrzucił ze swojego życia i czekała aż on wreszcie przyjdzie do niej i powie "Kocham cię siostrzyczko". Gotowa do wyjścia pożegnała się z babcią i pognała w stronę uczelni. Kilka minut później stała już przed wielkim budynkiem, do którego wchodzili co chwila nowi uczniowie. Idąc korytarzem w stronę gabinetu dyrektora, miała wrażenie, że wszyscy z tej szkoły dobrze siebie znają i tylko ona jest tutaj taka obca, ale myliła się. Ten sam chłopak, o którym od momentu jego spotkania nie może zapomnieć, także czuł się tutaj obco. Chciał jak najszybciej stamtąd uciec, ale wtedy pojawiało się pytanie "dokąd on pójdzie, żeby nie wzbudzać podejrzeń?". Na szczęście lekcje w tejże szkole szybko mijały i zanim się obejrzał dobiegł koniec zajęć. Zdążył poznać kilka osób, ale jakoś nie czuł się w ich otoczeniu dobrze. Szedł prosto przed siebie z głową w chmurach i wtedy wpadł na NIĄ.
-Bardzo cię przepraszam. Niezdara ze mnie.- Tłumaczył się w taki śmieszny sposób, że dziewczyna nie potrafiła się na niego gniewać.
-Nic nie szkodzi.
-Tak pro po jestem Harry.-Podał jej rękę.
-Olivia.- Ścisnęli delikatnie swoje dłonie przy czym obdarowali siebie nawzajem pięknymi uśmiechami.
-Pierwszy dzień w szkole?
-Aż tak bardzo to widać?
-Nie martw się, to także mój pierwszy dzień szkoły. Skończyłaś już lekcje.
-Tak. I szłam już do domu, ale ktoś mnie potrącił.- Powiedziała to z udawaną złością.
-Przepraszam cię, naprawdę nie chciałem.
-Wiem wiem. Tak tylko się z tobą droczę.
-To może jak już skończyłaś lekcje to pójdziemy do kawiarni i trochę porozmawiamy?- Olivii nie za bardzo podobał się ten pomysł, no bo co ludzie powiedzą na to, że spotyka się z jakimś zupełnie jej obcym chłopakiem.- Nie daj się prosić.- Harry nie dawał za wygraną, więc w końcu dziewczyna odpuściła i razem z nim poszła do domniemanej kawiarni. Oczywiście jak zawsze o tej porze w pomieszczeniu było mnóstwo ludzi ze szkoły, którzy chcą odpocząć od całego dnia nauki. Trudno było znaleźć im miejsce, ale jakoś się udało. Złożyli zamówienia i nie odzywając się do siebie czekali aż kelnerka przyniesie im ich napoje. Nie musieli długo czekać na swoje zamówienie. Popijając gorącą czekoladę zaczęli rozmawiać ze sobą jak ludzie. Harry'emu świetnie udawało się rozśmieszyć Olivie. Oboje byli bardzo roześmiani, ale do czasu. Do kawiarni weszły trzy dziewczyny, elita wśród uczniów ich szkoły, zmierzyły ją wzrokiem i podeszli do stolika.
-Cześć Harry.- Przywitała się z chłopakiem blond włosa piękność.- Możesz już iść on ma teraz prawdziwe towarzystwo.- Powiedziała do Olivii i niby przez przypadek oblała ją czekoladą.- Oj tak bardzo przepraszam.
Dziewczyna nie wytrzymała i z płaczem wybiegła z pomieszczenia.
-Lori dlaczego ty jesteś taka wredna? Wiesz co nie chce mi się z tobą rozmawiać.- Po tych słowach Harry wybiegł w poszukiwaniu Olivii. Udało mu się ją znaleźć płaczącą za rogiem budynku.- Nie płacz. Nie warto się przejmować taką zołzą jaką jest Lori.
Chłopak nie musiał długo jej pocieszać. Odprowadził ją do domu i pożegnał się z nią. W domu czekała już na Olivie babcia.
-Babciu już jestem.- Wykrzyczała kiedy tylko weszła do środka. Nie wiadomo kiedy pojawiła się przed nią siwa staruszka.
-Muszę ci coś powiedzieć wnusiu...
_____________________________________________________________________


Hej! No to przeniosłam te 2 rozdziały tutaj. Jutro dodam kolejny rozdział tej historii.


Bay...<33333

4 komentarze: